30 lat temu te słowa Cicely Saunders dały początek Stowarzyszeniu Hospicjum Domowe. Jednej z najstarszych w Polsce organizacji pozarządowych, działających na rzecz chorych w terminalnym stadium choroby. Jednak historia Stowarzyszenia Hospicjum Domowe i prowadzonego przez nie Hospicjum Domowego im. Cicely Saunders rozpoczęła się 5 lat wcześniej. Wtedy to z inicjatywy Kasi Dębińskiej, założycielki Niezależnego Ruchu Hospicyjnego na terenie Warszawy, grupa wolontariuszy zdecydowała się na obejmowanie opieką domową chorych, którzy do końca swoich dni pragnęli pozostać wśród najbliższych.
[Redakcja] Cicely Saunders to postać nietuzinkowa. Czy wasi podopieczni dostrzegają jej wpływ w waszych działaniach?
Danuta Cerbst, naczelna pielęgniarka (Koordynatorka opieki paliatywnej). Mamy nadzieję, że tak. Ale od ponad 6 lat jesteśmy identyfikowani w Warszawie jako Hospicjum na Botanicznej. Ta zupełnie nieoficjalna nazwa stała się naszym znakiem rozpoznawczym i marką samą w sobie. Dla nas to trochę zaskakujące, ale jak w wielu innych sytuacjach, to życie pisze historię. Staramy się jednak, aby ideały głoszone prze Cicely były stale obecne w naszej pracy. Aby nie była to tylko praca, ale także misja. I żeby ten wysiłek przynosił wymierne owoce.
[Redakcja] Co pracownikom Hospicjum daje siłę do podejmowania takiego wysiłku?
Marta Klimek-Lewandowska, lekarz naczelny (kierowniczka medyczna) Hospicjum. Co nas napędza? To niezliczone historie konkretnych osób i rodzin. Niesamowite spotkania z wyjątkowymi ludźmi, którzy dzielą się swoim życiem, radościami smutkami. To historie, których nie poznalibyśmy w innych sytuacjach. To także ubogacanie naszego życia. A równoległym i nie mniej ważnym elementem jest realna pomoc w zwalczaniu objawów choroby, niesienie ulgi w cierpieniu, zmniejszanie bólu u podopiecznego. To wszystko co składa się na nasze medyczne działania.
[Redakcja] A jak sobie radzić z tradycyjnym wizerunkiem Hospicjum jako miejscem, które nie napawa nadzieją?
Danuta Cerbst. My mówimy: to brzydkie słowo na “H”. W wielu z nas samo słowo Hospicjum budzi lęk, a konieczność skorzystania z pomocy Hospicjum postrzegamy jako ostateczną ostateczność. W związku z tym wiele osób zwraca się do nas po pomoc w ostatniej chwili. Nie warto z tym jednak zwlekać. Jesteśmy specjalistyczną placówką medyczną i zależy nam, aby nasi podopieczni mogli czas choroby spędzić w najlepszych możliwych warunkach.
A co jest szczególnego, innego w podejmowanych przez Was działaniach medycznych?
Praca w Hospicjum wiąże się z ciągłą gotowością i dostępnością. Nasi podopieczni nie mogą, w odróżnieniu od innych usług medycznych, czekać na spotkanie z lekarzem czy pielęgniarką miesiąc czy trzy. Niejednokrotnie nie mogą czekać dnia. To poważna odpowiedzialność, którą staramy się podejmować pamiętając o słowach naszej patronki, jesteś ważny i liczysz się teraz.
[Redakcja] Hospicjum to nie tylko zespoły medyczne. To także przestrzeń do pracy dla wolontariuszy. Jak to u Was wygląda.
Dominik Adamski koordynator wolontariatu w Hospicjum. Funkcjonują u nas trzy obszary wolontariatu. Najtrudniejszym w realizacji jest wolontariat opiekuńczy. I tu wciąż potrzebujemy wykwalifikowanych rąk do pracy. Każdy z naszych podopiecznych jest wyjątkowy. Czasem ta wyjątkowość jest trudna i wymagająca, a czasem relacje między wolontariuszem opiekuńczym a chorym stają się bardzo głębokie. To nas, wolontariuszy, wciąż zmienia. Z jednej strony radość z niesionej pomocy, z zapewnienia wsparcia konkretnym rodzinom, z drugiej strony smutek i trud towarzyszenia naszym przyjaciołom i trwania z nimi aż do końca ich drogi. A to trudne.
[Redakcja] Codzienne kłopoty?
Danuta Cerbst. Nie jesteśmy wyjątkiem w skali kraju, jeżeli chodzi o kłopoty, problemy czy wyzwania. Średnia wieku naszych zespołów medycznych jest wysoka. Brakuje młodych lekarzy czy pielęgniarek, którzy chcieliby podejmować pracę w Hospicjum. I trudno się temu dziwić, bo to wymagająca praca. Drugą przestrzenią jest strefa finansów. I nie chodzi tylko o działalność bieżącą, ale możliwość rozwoju, inwestowania w infrastrukturę. Marzy się nam budowa, otworzenie hospicjum stacjonarnego, ale to trudna i długa droga wymagająca wsparcia wielu osób i instytucji.
[Redakcja] 30 lat to w ludzkim życiu wiek związany z usamodzielnieniem. Czujecie się dorosłym Hospicjum?
Mariusz Gójski, Prezes Zarządu Stowarzyszenia Hospicjum Domowe. Na tyle dorosłym, że w tym roku wyprowadzamy się do własnego domu. Przez ostatnie 6 lat zbieraliśmy środki na to aby przestać wynajmować lokal i kontynuować pracę we własnym budynku. To ważna decyzja, bo koszty wynajmu stanowią poważną kwotę w naszym budżecie. Własny dom to co prawda duży wydatek, ale to także możliwość rozwoju na własnych warunkach. Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim, którzy to rozumieją i wspierają nasze wysiłki w tym kierunku.