Starzy mieszkańcy Marysina Wawerskiego doskonale wiedzą czym jest Aleja Kasztanowa i gdzie się ona znajduje. Oficjalnie Karpacka, ale w pamięci byłych uczniaków na zawsze pozostanie Aleją Kasztanową. Nigdy nie zapomną, jak jesienią biegali na nią, bo właśnie tam można było znaleźć mnóstwo dorodnych kasztanów, gdy pani w szkole kazała je przynieść na lekcje plastyki.Tak się składa, że w pobliżu tego urokliwego miejsca pojawił się niedawno, bo na początku tego roku (2017) nowy twór. HOSPICJUM DOMOWE IM. CICELY SAUNDERS. Miejsce równie urokliwe jak Aleja, choć z przyczyn nie tyle estetycznych, ile ze względu na piękno ducha, idei i wartości. A wraz z nim na Botanicznej 68a pojawiliśmy się my, pracownicy i wolontariusze.– Hospicjum – powie ktoś. – Co w tym pięknego i urokliwego? Śmierć, smutek i cierpienie. Dziękuję uprzejmie za takie uroki, nie potrzebuję.
A jednak. Warto zatrzymać się na chwilę w tym miejscu i dokładniej mu się przyjrzeć. Choćby powierzchownie, a kto wie, być może ten czy ów zechce poznać nas bliżej.Może na wstępie spójrzmy na Cicely Saunders – damę piękną duchem, naszą patronkę. Była brytyjską pielęgniarką, później lekarką. Los wplótł w jej życie Polaków, którzy nie byli obojętni jej sercu i wywarli znaczny wpływ na jej życiowe wybory, także zawodowe oraz sprawili, że nasz kraj również był jej bliski. Krótka znajomość z pierwszym z nich, Dawidem Taśmą, którego poznała, gdy ten umierał w szpitalu w Londynie na nowotwór, zaowocowała ideą organizacji domowej opieki hospicyjnej. Cicely jest powszechnie uważana za twórczynię nowoczesnej opieki paliatywnej, która w centrum stawia chorego człowieka wraz z jego potrzebami, traktując go jako podmiot aż do ostatnich jego chwil. Do czasu jej działań domowa opieka hospicyjna nie była na świecie znana. To ona pierwsza umożliwiła osobom nieuleczalnie chorym odchodzenie we własnym domu, a jednocześnie pozostawanie pod troskliwą, profesjonalną opieką specjalistów. Była to alternatywa dla samotnego umierania w szpitalach, gdzie człowiek spotyka się zwykle z chłodną obojętnością i samotnością w tej ostatniej drodze życia. Oto ważna myśl, która przyświecała tej kobiecie: Liczysz się, ponieważ jesteś kim jesteś. Liczysz się do ostatniej chwili swojego życia. Zrobię wszystko co w mojej mocy, nie tylko pomagając Ci spokojnie umrzeć, ale także żyć aż do śmierci.Poświęciła życie na badanie tego, czym jest ból, cierpienie, samotność, jakie są potrzeby człowieka na ostatniej prostej jego życia i w jaki sposób można je zaspokoić, sprawić, by te chwile były nie tylko znośne, ale także szczęśliwe.Bo hospicjum to nie tylko śmierć. HOSPICJUM TO TEŻ ŻYCIE. Jeśli więc kogoś zaciekawił sposób myślenia tej Pani, to więcej może przeczytać pod tym adresem: https://hospicjum.warszawa.pl/o-nas/cicely-saunders/Hospicjum to też życie… Nie da się zaprzeczyć, że może ono być naznaczone cierpieniem, czasem wielkim. Ale czyż nie jest to nieunikniony element naszej egzystencji? Gdy kobieta wydaje na świat nowe życie, cierpi. A jednak pomimo tego czuje także wielkie szczęście. Rozpoczęte życie musi się kiedyś skończyć. Pesymiści mawiają, że człowiek zaczyna umierać w dniu swoich narodzin, gdyż każdy dzień zbliża go nieuchronnie do tej chwili. Ale po co tak wcześnie sobie tym głowę zaprzątać? Zazwyczaj potrafimy się skupić na innych aspektach niż na tym ostatecznym, zanim wszelkie znaki na niebie i ziemi, a także na naszym ciele zaczynają nam wskazywać, że ta chwila się zbliża. Zdarza się, bardzo często, że przychodzi znienacka, jak złodziej nocą. Zaskakuje, przestrasza. Prawie nigdy nie jest się na nią gotowym. Zawsze za wcześnie. Dodatkowo bywa, że przynosi ze sobą cierpienie. I bezradność bliskich. Co robić, gdzie szukać pomocy? Jak ulżyć kochanej osobie w bólu? Cierpienie chorego promieniuje na rodzinę, obejmując je w swe objęcia jak ośmiornica.I w takim właśnie momencie warto pójść na spacer ulicą Botaniczną i zapukać pod numer 68a. Bo my po to tu jesteśmy, aby naśladując Cicely Saunders pochylić się nad chorym, który do końca pozostaje dla nas pełnowartościowym człowiekiem. Nie cyferką w statystykach, nie anonimowym pacjentem, na którym trzeba robić oszczędności, bo jest nieopłacalny, ale CZŁOWIEKIEM z pragnieniami, marzeniami, potrzebami, upodobaniami. I aby pochylić się nad jego rodziną.Wydaje się, że idea hospicjum domowego pozostaje w naszym kraju nieco jeszcze nieznana. Pamiętam wypowiedź pewnej osoby przed kilku laty. Krytykowała ona ideę eutanazji, domów spokojnej starości, zakładów opiekuńczych dla starszych, upatrując w nich egoizmu rodzin, które nie chcą dla własnej wygody zajmować się chorymi starymi rodzicami, więc oddają je do takich placówek. Obok nich umieściła również hospicja domowe, twierdząc, iż korzystanie z nich jest również sposobem na pozbycie się problemu, zrzucenie odpowiedzialności z siebie. Nic bardziej mylnego. Abstrahując od powodów korzystania przez rodziny z domów opieki, wiele osób sytuacja życiowa i zawodowa po prostu do tego zmusza choćby tego nie chcieli, hospicjum domowe jest właśnie wzięciem pełnej odpowiedzialności za los cierpiącego członka rodziny. Jest to chęć stworzenia mu jak najlepszego środowiska do życia i umierania, w miejscu które zna, kocha, w którym czuje się bezpiecznie. A pracownicy i wolontariusze mają rodzinę w tym wesprzeć zapewniając opiekę lekarską, pielęgniarską, psychologiczną w domu pacjenta. Gdy trzeba, przyjdzie rehabilitant. Gdy trzeba można skorzystać ze specjalistycznego sprzętu poprawiającego jakość życia chorego. Może to być łóżko szpitalne, koncentrator tlenu, materac zapobiegający powstawaniu odleżyn, czy też wiele innych rzeczy poprawiających komfort życia osoby chorej. Gadżety, o których nikt nie wie, że są, bo nie mają skąd wiedzieć, bo nie mieli dotąd styczności z tak ciężką chorobą. To jest nasze zadanie. Pomóc konkretnie w bólu, w likwidacji drobnych utrapień, jak zsuwające się nieustannie poduszki, tak jednak ważnych, gdy się choruje. Przyjaciółka ks. Kaczkowskiego napisała: Jan wiedział, że kiedy ktoś cierpi, to do końca załamać go może pozornie nic nie znaczący drobiazg: źle nałożona poszewka kołdry, zagięta poduszka, niesmaczna herbata. I on właśnie na te pozornie nieważne drobiazgi zwracał uwagę. Mówił często: <ości>>. (Czekam na was, ale się nie śpieszcie, Iza Bartosz, Kapsyda Kobro-Okołowicz, Warszawa 2017 s. 39)I tak właśnie staramy się działać, ulżyć człowiekowi w tych wielkich bólach i w tych małych niedogodnościach. Niezwykle ważną częścią naszych starań jest troska o rodzinę, wsparcie jej nie tylko w czasie choroby, ale także gdy naszego podopiecznego już zabraknie. Nie zapominamy, że dla jego bliskich pozostaje po nim bolesna przestrzeń i jeśli tylko ktoś wyrazi taką potrzebę, otaczamy go odpowiednią opieką.Czas umierania może być czasem pięknym. Może być czasem pojednania, przebaczenia, radosnego spędzania ze sobą czasu, który pozostał, cieszenia się każdą darowaną jeszcze wspólną chwilą, a także dojrzewaniem do rozstania. Do rozstania z bliskimi i do rozstania z tym światem. Wiele takich chwil wspominają wieloletni pracownicy hospicjum, nacechowanych ciepłem i miłością pomimo trudnych okoliczności.To krótka opowieść o nas i o tym, co robimy. A teraz, jeśli chcesz, przyjdź do nas. Poznaj nas bliżej, zobacz jak działamy. 22 września 2017 r. w godzinach 12:00- 20:00 mamy DZIEŃ OTWARTY.Zapraszamy serdecznie. Będzie można u nas uzyskać tego dnia poradę psychologiczną, bezpłatną konsultację medyczną, pospacerować po naszym hospicjum lub porozmawiać o wolontariacie hospicyjnym. Planujemy też wyprzedaż garażową, a wszystkie dochody z niej pragniemy przeznaczyć na potrzeby naszych podopiecznych, bo one wciąż są wielkie.Gościem specjalnym będzie AB – OVO teatr Improv.Będziemy szczęśliwi, jeśli i Ty zostaniesz naszym gościem, a z czasem może i przyjacielem.
Tekst: Joanna Wąsik – Wolontariuszka Hospicjum Domowego im. Cicely Saunders