Pełnych pokoju Świąt Bożego Narodzenia

Drodzy Przyjaciele,

 

Wam, Waszym Rodzinom i Bliskim składamy najserdeczniejsze życzenia, aby to, co w życiu ważne i piękne, stało się Waszym udziałem, abyśmy dostrzegali to, co nas łączy i jednoczy a nie to, co rozdziela, abyśmy dobro, które nas spotyka, potrafili pomnażać, dzieląc je z innymi, aby nikomu nie żabrakło wiary i nadziei,
aby przy wigilijnym stole każdy mógł zakosztować życzliwości, miłości i zrozumienia a niezwykły czas Świąt Bożego Narodzenia
opromieniał radością i pokojem każdy dzień Nowego Roku 2022.
Łączymy się z Wami myślami jak z rodziną przy wigilijnym stole.
Dziękujemy, że jesteście z nami. Sercem przytulamy.

Historie naszych podopiecznych

Czasem warto je poznać. Te historie.

Pan Leon. Mężczyzna w sile wieku. Z uporządkowanym życiem. Z rodziną. Choroba zżerała go od kilku lat. Rak dotknął części ciała istotnej dla mężczyzn. Niestety wstyd przed lekarzem spowodował, że proces leczenia rozpoczął się zdecydowanie za późno. Ten wstyd pozwolił rozwijać się chorobie, która nie tylko odebrała panu Leonowi część życia, ale sprawiła, że jego cierpienie stało się istną gehenną. Zazwyczaj na wizytę lekarza z Hospicjum chwilę trzeba zaczekać. Ale u pana Leona trzeba było być natychmiast. Konsultacja chirurgiczna, oczyszczenie ran, telefon do psychologa, żeby przyjechał i wsparł całą rodzinę. Wolontariusz zawiózł specjalistyczny sprzęt i opatrunki z naszej hospicyjnej apteki. Wszystko po to, żeby dziś, jutro może pojutrze było trochę łatwiej, trochę lepiej.

Joanna miała 45 lat, kiedy w progi jej życia zawitał gość. Ani spodziewany, ani miły. Rozgościł się najpierw w jej piersi a potem w kościach. Próby wyjaśnienia, że to nie czas na takie wizyty, i że w ogóle nie jest mile widziany, przez lata nie przynosiły skutku.

Nie zdążyliśmy się pożegnać.

Joanna powraca jednak do Naszego Hospicjum. Czasem ma na imię Teresa, czasem Wanda. Czasem jest troszkę starsza, jednak aż nazbyt często młodsza. Czasem płacze. Czasem jest z kimś.

 

Cicely Saunders

Nie możemy oczywiście dokładnie pojąć, jak czuje się człowiek umierający; śmierć jest całkowitą zagadką, dopóki człowiek się do niej nie zbliży. Chciałabym jakoś przekazać tę atmosferę, która według moich obserwacji przynosi wielką ulgę ludziom umierającym – atmosferę troskliwości, bezpieczeństwa, gościnności. Czas jest tu raczej sprawą głębokości i jakości niż długości…

 

 

Nazywam się Cicely Sauders, jestem „opiekunką” hospicjum, którego stronę teraz oglądasz. Kim jestem? Jestem kobietą, która urodziła się w roku 1918 w Barnet w Angli. Ukończyłam studia w zakresie polityki, ekonomii i filozofii, ale dopiero dyplom pielęgniarki otworzył mi drogę do pomocy najbardziej ciepiącym. I tu odnalazłam sens swojego życia. Aby pełniej służyć na drodze, którą obrałam uzyskałam również dyplom medycznego pracownika socjalnego oraz lekarza medycyny. W swoim trudnym, aczkolwiek bogatym życiu doświadczyłam wiele cierpienia własnego i osób, które bardzo kochałam. W swojej pracy, najczęściej wolontariackiej, spotkałam wielu wspaniałych pacjentów chorych terminalnie, którzy kształtowali moją wrażliwość i głębokie zrozumienie bólu totalnego człowieka, który zbliża się do śmierci. Jestem z natury otwarta. Z takiej mnie gliny ulepiono. Staram się po prostu być blisko swoich podopiecznych. Moje życie to jedna wielka przygoda miłosna z pacjentami. To prawda, że miłość w takich warunkach zakłada najwyższy stopień ryzyka, ale ten, kto nie podejmuje pełnego ryzyka, traci coś bardzo istotnego.  Ta więź z pacjentami to prawdziwa miłość człowieka do człowieka. To szacunek i delikatność, które są bezcennym darem. Myślę, że w centrum życia stoi człowiek podatny na zranienie. A bycie bezbronnym, bycie otwartym jest strasznie ważne. Ten, kto boi się zranienia, albo źle się czuje pośród ludzi zranionych, bo lęka się, że to samo może i jego spotkać, traci coś zasadniczego. Rozmija się z tym, co decyduje o stawaniu się sobą. Każdy człowiek, którego spotkałam zbliżał się do śmierci indywidualnie. To piękno w wielkim trudzie, którego doświadczam dało mi siłę do otwarcia najcenniejszego mojego dzieła – Hospicjum św. Krzysztofa w Londynie. To tu moje skrzydła pozwoliły mi na rozwój ruchu hospicyjnego na świecie, a w szczególności w Ameryce Północnej. I to czego doświadczają teraz moje duchowe dzieci i z tego hospicjum. Moje największe marzenie – w 1969 roku założyłam pierwszy zespół opieki domowej. Tak ważne jest, aby Ci, których kochamy odpływali w swoją podróż w domu dobrze im znanym, wśród cennych dla nich przedmiotów i w chwilach życia domowego, które dają im poczucie bezpieczeństwa i szczęścia mimo bólu. W 1978 roku odwiedziłam Polskę. Wygłosiłam tu wiele wykładów, spotkałam się z lekarzami i pielęgniarkami. Zachęcałam do tworzenia hospicjów w Polsce i myślę, że choć odrobinę mojego zaczynu dodałam do wspólnego pieczenia hospicyjnego chleba w waszym kraju. Otrzymałam wiele orderów i nagród, ale nie miały one dla mnie takiego znaczenia jak uśmiech, spokój i miłość osoby chorej, przy której łóżku była choć jedna osoba mówiąca z głębi serca:

 

Liczysz się ponieważ jesteś kim jesteś. Liczysz się do ostatniej chwili swojego życia. Zrobię wszystko co w mojej mocy, nie tylko pomagając Ci spokojnie umrzeć, ale także żyć aż do śmierci.

 

Wiele jeździłam mówiąc o ruchu hospicyjnym, o kompleksowej opiece nad pacjentami, o zwykłej ludzkiej czystej miłości człowieka do człowieka. A potem sama zachorowałam i sama zostałam pacjentem, umierając najpiękniej jak potrafiłam w Hospicjum św. Krzysztofa. I wiecie – znowu byłam w domu, to dobre uczucie. W 2005 roku zakończyłam swoje ziemskie życie i działalność na rzecz rozwoju hospicjów na świecie. Cieszyłam się życiem obcując z nieuleczalnie chorymi i umierającymi. Dziś cieszę się śmiercią, tą piękną drogą, którą przeszłam pokazując całym swoim życiem jej uroki. Dziś patrzę na Was wszystkich – chorych, Wasze rodziny, wolontariuszy, pracowników – i wlewam w Wasze serca miłość i zrozumienie piękna tych najtrudniejszych chwil w życiu każdego z nas. Obiecuję swoją opiekę i przesłanie, które pozostawiam. Noszenie mojego imienia przez to Hospicjum – zobowiązuje. Ja szczerze wierzę i ufam, że wspólna droga w stronę tak niekochanej przez nas, lecz nieuniknionej śmierci, może być najpiękniejszą drogą dla każdej ze stron w niej uczestniczących. Każdy uścisk rąk niech będzie znakiem wewnętrznej jedności Was wszystkich.

Jestem z Wami i pozostanę w sercu każdego, kto pragnie dać odrobinę siebie cierpiącemu. I nie mówię żegnajcie. Mówię: do widzenia!

Kilka pytań

Zanim przejdę do sedna chciałbym Ci zadać kilka pytania. Ile znasz osób, które grają w lotto i ile z nich trafiło szczęśliwy numerek? Czy brak sukcesu zniechęca grających?
Czy znasz kogoś dotkniętego choroba onkologiczną? Jak długo musiałeś szukać w pamięci kogoś bliskiego dotkniętego rakiem? Mi nie zajęło to zbyt wiele czasu.
I ostatnie. Dzień opieki nad chorym w Hospicjum Domowym według NFZ to koszt? Pozgaduj, a odpowiedź znajdziesz na końcu tekstu.
Mam na imię Mikołaj i od pewnego czasu moim miejscem pracy jest Hospicjum Domowe im. Cicely Saunders. Trafiłem tu w szczególnej sytuacji, kiedy na całym świecie najbardziej przerażającą rzeczą, która może Cię dopaść, jest Covid-19. Większość z nas pamięta, prezentowane w telewizji i internetowych serwisach informacyjnych, obrazy z niedalekich Włoch, z dziesiątkami umierających i setkami hospitalizowanych ludzi. Dobrze podane, zapakowane w odpowiednią narrację stają się dla nas zrozumiałe, przekonujące i oczywiście mrożą nam krew w żyłach. Ten wirus zbiera jednak żniwo nie tylko tak jak to prezentują media. Po cichu, bez pompy i fleszy reporterów bezlitośnie zabija osoby przewlekle chore. I nie dlatego, że dopada je w ich domu. To dzieje się naprawdę bardzo rzadko. Ale dlatego, że możliwość niesienia im pomocy została mocno ograniczona.
Pierwszym z ograniczeń jest lęk. I zapewne niektórzy z Was pomyślą “no tak każdy się boi zarazić to i lekarze i pracownicy hospicjum też”. Ale to nie tak. My się boimy, że nieświadomie zawleczemy jakiekolwiek dziadostwo naszym podopiecznym. Nie tylko osławionego covida ale nawet najprostsze przeziębienie. Bo dla wielu chorych może to być wystarczająco zabójcze. Kolejny lęk jest rzeczywiście związany z koroną. Brak dostępu do rzetelnego źródła informacji powoduje, że fakty i mity związane z możliwością zarażenia się Covid-19 mieszają się ze sobą. Czy mogę otworzyć drzwi? Czy mogę odebrać żywność? Czy mogę zobaczyć się ze swoim lekarzem? Czy moje dzieci mogą mnie odwiedzić? Czy umrę w samotności?
Drugim ograniczeniem jest brak rąk do pracy. Tych rąk, brakuje co prawda od lat, ale w tej chwili jest to bardzo odczuwalne. Zagubienie rodzin i opiekunów związane z Covid powoduje, że nasze zaangażowania i kontakt z podopiecznym muszą być częstsze. Prawie połowa telefonów jakie odbieramy wiąże się z pytaniem “kiedy?”. Kiedy może przyjechać Pani Doktor? Kiedy będzie Pan Pielęgniarka? Kiedy, kiedy, kiedy… Nie na każde z tych pytań możemy odpowiedzieć: dziś, za godzinę… Częściej, niestety, “w tym tygodniu”.
Trzecim ograniczeniem jest brak pieniędzy. To trudny i niewdzięczny temat, ale towarzyszy nam nieustająco i nie będziemy go zamiatać pod dywan. Aby móc się opiekować chorymi (120 w Hospicjum Domowym i prawie 60 w Poradni Medycyny Paliatywnej) musimy mieć na to środki. Niemałe. Umowa z NFZ pokrywa koszt opieki nad 54 spośród 120 naszych podopiecznych. I naprawdę z drżeniem czekamy na pierwszego lutego, kiedy to znaczna część zebranych pieniędzy się wyczerpie. I nawet nie chcemy myśleć co wtedy będziemy musieli zrobić.
I jeszcze jedno. Chorzy nie trafiają do nas na czas! Nie mają szans, żeby ostatnie miesiące czy tygodnie przeżyć “godnie, bez bólu, wśród najbliższych”. Z coraz większym bólem i bezradnością dzwonimy do naszych lekarzy i pielęgniarek czasem nawet w dzień po przyjęciu chorego do Hospicjum z informacją “nie jedź, już nie trzeba”. Jeszcze poprzedniego dnia ktoś bliski wypożyczał, łóżko, koncentrator tlenu, materac a rano dzwoni, że nawet nie zdążył wypakować tych rzeczy z samochodu. I rodzi się w nas, wewnątrz, w sercu, w duszy pytanie “DLACZEGO?”. Dlaczego to skierowanie dla niego nie zostało wypisane miesiąc czy dwa temu? Dlaczego nie dano nam szansy, objęcia pomocą kolejnej osoby? No dlaczego?
Na koniec obiecana odpowiedź. Dzień opieki nad chorym według NFZ to koszt 50zł. Nie dyskutujmy o tym, czy to dużo czy mało. Czy to realne środki na pomoc czy tylko oszczędność na kimś kto i tak… no wiesz. Więc, po prostu, proszę Cię. Kup komuś dzień życia. To tylko pięć dych.
Klikam i Wspieram przez 1 dzień –> https://bit.ly/34RIW6C
Klikam i Wspieram przez 5 dni –> https://bit.ly/3iQEryh

Piątkowy telefon

Piątek wieczorem. Telefon od rodziny naszej podopiecznej. Dziękują za opiekę, troskę, pomoc fizjoterapeuty ale… dobrze byłoby na razie nie przychodzić do mamusi. Może tylko telewizyty? Chyba, że się bardzo pogorszy. To oni zadzwonią. Drążymy temat, pytamy, czy ktoś z nas zrobił coś nie tak? Powiedział coś przykrego? Jesteśmy tylko ludźmi, może popełniliśmy błąd? Nie, nie. Chodzi o Covid. Tyle teraz tych zakażeń. Więc póki się nie pogorszy, to tak zdalnie. Dobrze?
No to się wzięło i pogorszyło. Kiedy? Kiedy zostawiliśmy chorego samego w domu.
Warszawski blok z końca lat sześćdziesiątych. Nieduże dwupokojowe mieszkanie z ciemną kuchnią. Peerelowski standardzik. Pani Krysia nie jest przykuta do łóżka choć jej choroba do tego powoli prowadzi. Na korytarzu przed drzwiami stoi torba z całodziennym wyżywieniem. To zięć przywozi codziennie rano w drodze do pracy. Świeże, zdrowe, dopasowane do potrzeb chorej. Przygotowane z sercem. Synowa dzwoni codziennie, pyta, czy wszystko w porządku, czy nie trzeba czegoś dokupić to ona zamówi i ktoś dowiezie.
Troska. Zaangażowanie. Miłość. Całkowite NIEZROZUMIENIE.
Siedzimy przy niewielkim okrągłym stoliku. Trochę krzywym. Biała serwetka, wazonik z zasuszonym kwiatkiem, stosik dokumentacji medycznej. Dzbanek z esencją. Dwie filiżanki w zielone paski.
Dla Krysi to bardzo ważny dzień. To pierwsza herbata z kimś bliskim od półtora miesiąca.Rękawiczki co prawda nie pozwalają na cieszenie się ciepłem porcelany a maseczka na spróbowanie napoju. Ale możemy tak sobie posiedzieć.
W czasie szkoleń dla wolontariuszy, które prowadzimy, w kółko powraca jeden aspekt. Obecność. Nasze nawet największe hospicyjne zaangażowanie jest niczym w porównaniu do obecności najbliższych przy chorym. Obecności rozumianej jako spotkanie oczu, dłoni i serc. Dla wielu z naszych podopiecznych kolejny dzień walki o, dosłownie, każdy oddech nie ma sensu bez tej OBECNOŚCI. Bo po co? Żeby oddychać?
Wyrażamy naszą troskę wobec swoich rodziców w taki sam sposób jak oni wyrażali ją nam. Nie poprzez poświęcenie czasu, nie poprzez rzeczywiste spotkanie, nie przez dotyk, przytulenie. Powtarzamy wobec nich te same słowa, gesty, których doświadczyliśmy kilkadziesiąt lat wcześniej. “Nie wchodź na drzewo bo spadniesz, wyjdź z wody bo zmarzniesz, załóż czapkę bo się przeziębisz”… Z trwogą reagujemy na ich podwyższoną temperaturę czy kaszel. Czy jest w tym coś złego? Nie.
Ale… Napijesz się ze mną herbaty?
W tej chwili ciężko nas wesprzeć filiżanką herbaty. Ale zawsze możecie wesprzeć naszych podopiecznych.
Klikam i Wspieram przez 1 dzień –> https://bit.ly/34RIW6C
Klikam i Wspieram przez 5 dni –> https://bit.ly/3iQEryh

Pomocna Dłoń

Pomocna Dłoń to projekt łączący wolontariat szkolny z wolontariatem hospicyjnym, uwrażliwiający na drugiego człowieka i promujący pomaganie. Projekt, który łączy pokolenia, aby każde mogło z siebie czerpać i sobie pomagać. Skierowany głównie do młodzieży szkolnej i studentów.Cześć. Na zdjęciu obok, to my: Agnieszka, Dominika, Marcin i Karol – grupa założycielska “Pomocnej dłoni”. Opowiemy Wam o naszym Projekcie „Pomocna dłoń”, który zrealizowaliśmy w ramach Akademii Liderów Wolontariatu, pod czujnym okiem naszej mentorki Agnieszki Szelągowskiej. Dominika z Karolem należą do Szkolnego Koła Wolontariatu w Zespole Szkół im. Piotra Wysockiego w Warszawie. Agnieszka i Marcin – jesteśmy wolontariuszami i opiekunami wolontariatu w naszym Hospicjum Domowym im. Cicely Saunders.

Gotuj się do pomocy

Gotuj się do pomocy! to nasz autorski cykl wydarzeń, głównie kulinarnych, w których kwestując na rzecz naszych Podopiecznych krzewimy ideę hospicyjną, niesiemy przesłanie Cicely Saunders oraz promujemy wolontariat – nie tylko hospicyjny. Wspierają nas w tym znani i lubiani – aktorzy, piosenkarze, gwiazdy ekranu.

 

Jeśli jesteś organizatorem festiwali, targów lub innych wydarzeń – gotujemy się do pomocy i chętnie skorzystamy z Twojego zaproszenia. Napisz do nas: biuro@hospicjum.warszawa.pl