Piątek wieczorem. Telefon od rodziny naszej podopiecznej. Dziękują za opiekę, troskę, pomoc fizjoterapeuty ale… dobrze byłoby na razie nie przychodzić do mamusi. Może tylko telewizyty? Chyba, że się bardzo pogorszy. To oni zadzwonią. Drążymy temat, pytamy, czy ktoś z nas zrobił coś nie tak? Powiedział coś przykrego? Jesteśmy tylko ludźmi, może popełniliśmy błąd? Nie, nie. Chodzi o Covid. Tyle teraz tych zakażeń. Więc póki się nie pogorszy, to tak zdalnie. Dobrze?
No to się wzięło i pogorszyło. Kiedy? Kiedy zostawiliśmy chorego samego w domu.
Warszawski blok z końca lat sześćdziesiątych. Nieduże dwupokojowe mieszkanie z ciemną kuchnią. Peerelowski standardzik. Pani Krysia nie jest przykuta do łóżka choć jej choroba do tego powoli prowadzi. Na korytarzu przed drzwiami stoi torba z całodziennym wyżywieniem. To zięć przywozi codziennie rano w drodze do pracy. Świeże, zdrowe, dopasowane do potrzeb chorej. Przygotowane z sercem. Synowa dzwoni codziennie, pyta, czy wszystko w porządku, czy nie trzeba czegoś dokupić to ona zamówi i ktoś dowiezie.
Troska. Zaangażowanie. Miłość. Całkowite NIEZROZUMIENIE.
Siedzimy przy niewielkim okrągłym stoliku. Trochę krzywym. Biała serwetka, wazonik z zasuszonym kwiatkiem, stosik dokumentacji medycznej. Dzbanek z esencją. Dwie filiżanki w zielone paski.
Dla Krysi to bardzo ważny dzień. To pierwsza herbata z kimś bliskim od półtora miesiąca.Rękawiczki co prawda nie pozwalają na cieszenie się ciepłem porcelany a maseczka na spróbowanie napoju. Ale możemy tak sobie posiedzieć.
W czasie szkoleń dla wolontariuszy, które prowadzimy, w kółko powraca jeden aspekt. Obecność. Nasze nawet największe hospicyjne zaangażowanie jest niczym w porównaniu do obecności najbliższych przy chorym. Obecności rozumianej jako spotkanie oczu, dłoni i serc. Dla wielu z naszych podopiecznych kolejny dzień walki o, dosłownie, każdy oddech nie ma sensu bez tej OBECNOŚCI. Bo po co? Żeby oddychać?
Wyrażamy naszą troskę wobec swoich rodziców w taki sam sposób jak oni wyrażali ją nam. Nie poprzez poświęcenie czasu, nie poprzez rzeczywiste spotkanie, nie przez dotyk, przytulenie. Powtarzamy wobec nich te same słowa, gesty, których doświadczyliśmy kilkadziesiąt lat wcześniej. “Nie wchodź na drzewo bo spadniesz, wyjdź z wody bo zmarzniesz, załóż czapkę bo się przeziębisz”… Z trwogą reagujemy na ich podwyższoną temperaturę czy kaszel. Czy jest w tym coś złego? Nie.
Ale… Napijesz się ze mną herbaty?
W tej chwili ciężko nas wesprzeć filiżanką herbaty. Ale zawsze możecie wesprzeć naszych podopiecznych.
Klikam i Wspieram przez 1 dzień –> https://bit.ly/34RIW6C
Klikam i Wspieram przez 5 dni –> https://bit.ly/3iQEryh